Uwielbiam programy Roberta Maklowicza.
Tym razem po raz trzeci zamachnalem sie na jedna z jego receptur.
Etruska watrobianka z Volterry. Prosta jak smarowanie chleba maslem. Watrobki kurze, przypiec na oliwie, przydusic w winie z regionu, zmiksowac razem z sardelami, kaparami, przyprawami, maslem. I gotowe. Zadnego konskiego miesa, zadnych E-trzystailestam, zero ryzyka.
Do tego chlebek ciabatta wlasnego wypieku i reszta wina na mokro i doustnie.
Zdjecia wyzej. Mistrz gotujacy w pracowni alabastrowych rzezb w Volterze. I moje zdjecia, nie oddajace za grosz pysznego smaku tego smakolyku.
Ten pan powinien dostac wszystkie polskie ordery zaslugi razem wziete.
Dzisiaj gotowal pod Salzburgiem na mrozie i wietrze zupe czosnkowa.
Przysmazyl w garnku 10 zabkow czosnku (!) z paroma posiekanymi kartoflami, troche bulionu, zmiksowal, zaprawil slodka i kwasna smietana. Na brytfance przysmazyl cienkie plastry cukinii, w drugiej cienkie plasterki boczku. I serwuje. Mowi: "do zupy skremowanej bierzemy oczywiscie miske, a nie talerz". Bierze litrowa miche, nalewa do pelna zupy, na to kladzie przybrazowione plasterki cukinii. I jak zwykle siega po lyzke i przewraca oczami jakie to pyszne.
A ja siedze i sie zastanawiam, co z tym boczkiem. Nie ma go. Spalil? Zjadl mu kto? Zapomnial?
Pierwszy raz widze u niego cos takiego.
92629
Komentarze